Pomimo szycia jej wykonanie jest bardzo proste i poradzi sobie z tym zadaniem już dziecko ok. 5letnie. W filc łatwo wbić igłę, a aby uniknąć zranienia należy zaopatrzyć się w plastikowe, treningowe igły, lub kupić tępe, przeznaczone do haftu. Ścieg nie będzie pewnie równy, ale w rękodziele chodzi przecież o niepowtarzalność ;o)
Szczegółowy opis, jak zrobić ozdobę znajdziecie na stronie tetento.pl.
Drzewka wykonane przez dzieci podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów. Widzicie ten przepych w ozdobach? ;o)
Jeśli podobają Ci się treści na tej stronie i chciałbyś więcej i więcej... Postaw mi kawkę! Koniecznie z cukrem, bo cukier krzepi ;o)
Pomysłodawczynią i redaktorką publikacji jest Kasia, autorka bloga Małe radosci, której chciałam serdecznie podziękować za zaproszenie do projektu i pogratulować pomysłu oraz jego realizacji.
A Was zapraszam do obejrzenia e-booka i realizacji zawartych w nim pomysłów.
Przyznaję się bez bicia - nie odrobiłam zadania na ten miesiąc w ramach "Dziecka na warsztat" i nie przeprowadziłam żadnych eksperymentów.
Pokaże za to doświadczenie, które przeprowadziliśmy latem, a które czekało na swoją publikację.
Uwaga - osoby o słabych nerwach i wrażliwe na krzywdę żywych istot, niech dalej nie czytają.
Cel doświadczenia: wskrzeszenie muchy, która się utopiła.
Hipoteza: mucha, którą potraktuje się solą kuchenną ożyje i odleci.
Potrzebne materiały: martwa mucha, sól kuchenna.
Obserwacje:
Na filmiku tego nie widać, ale po pewnym czasie mucha doszła do siebie zupełnie i odleciała.
Wnioski: gdy mucha wpadnie do wody do jej narządu oddechowego - tchawek dostaje się woda, a więc zostają one pozbawione tlenu. Mucha jest odurzona i sprawia wrażenie martwej. Sól ma właściwości higroskopijne, zatem wyciąga wodę z ciała muchy i owad odzyskuje wigor.
Tak więc przez chwilę poczuliśmy się prawie jak legendarny doktor Wiktor Frankenstein, który zafascynowany problemem życia i śmierci wskrzesił ludzkie ciało...
"Piernikowe" domki z kartoników po mleku skradły moje serce i stały się inspiracją do naszego wspólnego, weekendowego majsterkowania.
Kobiety, czyli ja wraz z dziewczynkami malowałyśmy kartoniki i obklejałyśmy dachy śniegiem. Męska część rodziny, czyli tata dzielnie wycinał okienka, uważając, aby nie obciąć sobie opuszka palca.
Na koniec białe ornamenty, kilka diamencików i mała alejka zimowych domków gotowa.
p.s. Dobrze, że wymyślili ledowe tealighty, bo z tradycyjnymi świeczkami by to raczej nie przeszło.
Jeśli podobają Ci się treści na tej stronie i chciałbyś więcej i więcej... Postaw mi kawkę! Koniecznie z cukrem, bo cukier krzepi ;o)